Profesjonalna umowa handlowa nie jest dla każdego, kto czyta ten tekst. Nikt, kto importuje towar za 5000 USD, nie mógłby sobie na nią pozwolić. Możliwe byłyby wyłącznie zlecenia o dużej wartości.
Kontrakt – rodzaj umowy handlowej
Przy małym zleceniu, umowa handlowa to przeważnie faktura o nazwie „contract”.
Umieszczasz w podpunktach wszystko to, co uzgodnione z dostawcą: cenę formy, towaru, próbek, czas produkcji próbek, czas produkcji towaru, etykietowanie, kolory, ilości, pakowanie itd. Im więcej jest zawartych ustaleń, tym lepiej.
“Contract” nie ma dużej mocy prawnej. Jednak jest lepszy, niż jego brak. Podczas ewentualnych nieporozumień z dostawcą posiadasz warunki wyszczególnione na piśmie. To zabezpieczenie w przypadku wyboru kontrahenta ze złymi intencjami. Ryzyka warto minimalizować. To zwyczajowa umowa, której używają importerzy, będąc przekonanymi, że jest to dokument posiadający moc prawną w Chinach.
W przypadku tego typu umowy, jeśli trafisz na oszusta, prawnie nic nie wyegzekwujesz. Nie mówiąc o tym, że przy małych zamówieniach koszty postępowania są wyższe niż wartość towaru.
Dlatego tak ważny jest wybór właściwego dostawcy – z umową czy bez, istnieje ogromna szansa, że zlecenie zostanie prawidłowo przeprowadzone.

Kiedy konsolidujemy towary od kilkunastu dostawców w jeden kontener, to też nie podpisujemy umów na kilkanaście stron. Po prostu przyjmujemy to ryzyko na swoją odpowiedzialność. Czasem bywa tak, że to dostawcy nie chcą kłopotu z umowami dla tak małych zleceń i odpuszczają realizację zamówienia. Profesjonalne umowy bywają tam nierealne do zastosowania.
Profesjonalne umowy
Kiedy trzeba podejść do importu w pełni formalnie? Jeśli reprezentujesz dużą firmę lub importujesz towar dużej wartości. Wtedy profesjonalna umowa jest wskazana, a wręcz niezbędna. Jest tworzona pod konkretne zamówienie i są w niej zawarte wszystkie ustalenia z dostawcą. Umowy handlowe w Chinach przypominą strukturą te podpisywane w Polsce.
Co najważniejsze, profesjonalna umowa z kontrahentem powinna być spisana zarówno po chińsku, jak i po angielsku. Na zasadzie: akapit po angielsku i pod spodem akapit po chińsku. Tylko taka umowa będzie akceptowana w pełni przez sąd w Chinach.
Nie mieliśmy jeszcze postępowania sądowego. Jest ono horrendalnie drogie. Jeśli stroną umowy jest firma z Polski odbywa się ono na zasadzie arbitrażu międzynarodowego pomiędzy firmą w Polsce i Chinach. Prościej to wygląda jeśli stroną umowy jest firma z Chin. Kupujemy wtedy lokalnie i eksportujemy na naszych licencjach eksportowych.

Takie postępowania są opłacalne tylko dla zleceń o wartości setek tysięcy i milionów USD. Nie zdarzyła się nam jeszcze sytuacja, żebyśmy zaakceptowali na dostawcę typowego oszusta i musieli z nim walczyć w sądzie. Ale już wiesz o tym, jaką wagę przykładamy do jego wyboru.
W Chinach, inaczej niż w Polsce, jeśli realnie działająca firma dokonuje oszustwa i sprawa trafia do sądu, to bardzo szybko traci ogromne pieniądze. Często właściciel idzie do więzienia.
Kulturowo Chińczycy nie lubią problemów i mają spory respekt przed sądem i policją. Jeśli zauważą, że jesteśmy na tyle silni, że nie zawahamy się skierować działań na drogę prawną, to odpuszczą.
W przypadku podpisanej profesjonalnej umowy (przez chiński podmiot) i rzeczywistych racji po naszej stronie, telefon od prawnika i jego ewentualna wizyta w asyście policji w fabryce, powinny załatwić sprawę.
Przykład z życia wzięty.

Przydarzyła się nam podobna sytuacja przy imporcie stali. Po wybuchu wojny na Ukrainie, stal w Europie poszybowała w górę. Mimo ceł antydumpingowych, import z Chin wciąż był bardziej opłacalny. W pełni sprawdzony dostawca stali – wizytowaliśmy go na miejscu (audyt fabryki). Przyjął od nas zaliczkę na 70.000 USD (całe zamówienie opiewało na kwotę ok. 230.000 USD).
Po wpłacie zaliczki stwierdził, że musimy dopłacić do całego zamówienia ponad 80.000 USD, bo ceny poszły do góry. Poprosiliśmy o zwrot zaliczki, bo złamał ustalenia umowy. Zakomunikował nam, że nie zwróci teraz, bo musi mu oddać fabryka. Nie wie, ile to potrwa, może miesiąc, może dwa, może trzy.
Udało się bez sądu. Na początku z przekorą odmawiał, ale gdy zobaczył u siebie w biurze naszego prawnika w obstawie lokalnej policji, zaczął się trząść, zbladł i podpisał ugodę. Za dwa dni mieliśmy pieniądze na koncie. Jakby to wyglądało, gdyby kontrahentem była firma z Polski? Według mnie tej zaliczki by nie oddali. Zatem plusem było to, że w tym przypadku nasza firma z Chin była eksporterem i na umowie handlowej kupującym była firma chińska, a nie polska. Kupowaliśmy tę stal w Chinach, a później samodzielnie eksportowaliśmy. To jest dobre zabezpieczenie w większych zleceniach, bo w razie czego nie wchodzimy w arbitraż międzynarodowy, a sądzimy się lokalnie.
Jeśli kontrahentem jest realna, normalnie działająca fabryka albo spory pośrednik, to sąd albo metody jak powyżej, się sprawdzą.
Jeśli natomiast wybierzesz na firmę pośrednika, który tylko kreuje się na ogromną fabrykę (ma ładną stronę www, odpowiada na wiadomości 24h na dobę, żeby Cię złapać w sidła), a realnie to firma zarejestrowana “na słupa” – praktycznie nie masz szans na egzekucję swoich praw.
Kupisz od niego kontener miedzi (towar giełdowy o wyrównanej cenie na całym świecie) za cenę połowę tańszą niż w Polsce, licząc na interes życia. Plan idealny: ściągasz kontener, zarabiasz kilkaset tysięcy złotych oddając go na zwykły osiedlowy złom. Później drugi, piąty, dziesiąty i miliony na koncie (takie zapytania od domorosłych biznesmenów również się pojawiają).
Wtedy żadna umowa Ci nie pomoże, bo jest to typowe, szyte na miarę oszustwo. My oczywiście do takiego importu nie dopuszczamy, ale jeśli samodzielnie nie sprawdzasz i trafiasz na podobną sytuację, to nawet ze świetną umową to temat „wtopiony”. Uważaj też na towary, na które jest ogromny „hype”, typu maseczki, gdy zaczął się wirus.
Coś, co daje 1000% zysku, nigdy nie trwa długo i na to także rzucają się oszuści. Nie tylko w Chinach, ale i w życiu warto kierować się zasadą: co jest zbyt piękne, to zwykle nie jest prawdziwe.